O najbardziej nagradzanym budynku ostatniego roku i współczesnej architekturze – rozmowa z Maciejem Frantą

Villa Reden zdobywa kolejne nagrody w międzynarodowych konkursach architektonicznych. O tym, jak powstała koncepcja tego budynku, innych projektach realizowanych w Chorzowie oraz o współczesnej architekturze Górnego Śląska z Maciejem Frantą, projektantem czarnego apartamentowca, rozmawiał Maciej Poloczek.

Villa Reden to chyba najczęściej nagradzany chorzowski budynek. Policzył pan, ile już było tych nagród, wyróżnień i nominacji?
Nagród tak, to oczywiście policzyliśmy, nominacji było trochę więcej. Na pewno jest to jeden z najbardziej nagradzanych budynków ostatniego roku. Chociaż nie ścigamy się, tylko obserwujemy to, co się dzieje. Nagród dostał kilka: DNA Paris Design Awards, którą będziemy odbierać na początku grudnia w Paryżu, Iconic Awards – nagrody niemieckiego stowarzyszenia architektów, World Design Awards 2021. Był finalistą The Plan Awards 2021, znalazł się też w gronie najlepszych budynków Europy – European Property Awards.

Są jeszcze inne konkursy, w których ten czarny apartamentowiec bierze udział?
Jesteśmy nominowani do Euroasian Prize 2021 – to największy konkurs, w którym bierzemy udział. Jakby się tam coś udało zdobyć, to super. A pierwsza nagroda to byłby szał, bo budynek zostałby uznany za najlepszy budynek Europy i Azji, a tam jury to największe światowe twarze architektury. Na razie wiemy, że jesteśmy na krótkiej liście finalistów. Jesteśmy też w czołówce German Design Awards i byliśmy też finalistami w konkursie Architektura Roku Województwa Śląskiego.

Jak powstała koncepcja budynku? Skąd się wziął pomysł?
Pojawiły się pewne zarzuty, że forma tego budynku jest obca od innych, ale… właśnie dlatego bardzo pasuje w tym miejscu. Ponieważ te wszystkie formy, które są wokół, są obce i ona dokomponowuje tę różnorodność tej okolicy. Formując ten budynek, jeżeli chodzi o kolory, dobór materiałów różnych elementów, chcieliśmy stworzyć formę nową, odróżniającą się od innych. Mamy obok drewniany kościółek, zbiornik betonowy, zabytkowy dworek parkowy i proste budynki z lat 70. ubiegłego wieku.

Jaki był wobec tego pomysł na wpisanie Villi Reden w okolicę?
Villa Reden jest czarna, ponieważ nawiązuje do kościółka, ale też do tych ciemnych pni drzew – ponieważ to była główna inspiracja, aby osadzić ją w drzewach, a nie obok drzew. Tarasy drewniane i podbitki dachowe nawiązują kolorystycznie do dworku parkowego. Prosty podział elewacji troszeczkę odzwierciedla te budynki z lat 70., w których mamy proste rytmy i podziały. Z kolei surowość obiektu betonowego zbiornika jest odzwierciedlona w klatkach schodowych czy tych prostych elementach, jak stalowe słupy i balustrady. Stąd pomysł na tzw. kubaturowe formowanie tego budynku, ale głównym pomysłem dla tego budynku jest coś innego.

Villa Reden
Villa Reden w Chorzowie

Co więc?
Najważniejszą inspiracją była dla nas, w przeciwieństwie do większości realizowanych obecnie inwestycji mieszkaniowych, była podstawowa zasada, dla której kupujemy mieszkanie - a mianowicie przyjemność mieszkania i użytkowania tego budynku. Ta myśl przewodnia zaprowadziła nas w meandry poszukiwań przykładów i nastrojów z tym związanych, ponieważ sama w sobie myśl o przyjemności użytkowania jest dość banalna. Inspiracją, która nas w pewnym momencie uderzyła, było spostrzeżenie, że ta przyjemność użytkowania i spędzania czasu nieodłącznie kojarzy się z wakacjami – te momenty, które kojarzą się z takim oddechem, przyjemnością. To np. jakiś bungalow przy lesie, jakiś hamak rozpięty na pniach drzew czy drewniany taras z widokiem. Te emocje chcieliśmy urzeczywistnić w tym budynku, dodając do tego bezpośredni kontakt z naturą – ze światłem dziennym i z zielenią. Dlatego drzewa dotykają elewacji, a wszystkie pokoje wychodzą na zewnętrzne duże tarasy. Wyposażyliśmy ten apartamentowiec także w patio, które pozwoliło doświetlić wszystkie zazwyczaj niedoświetlone pomieszczenia.

Jak ten budynek odbierają jego lokatorzy?
Nie pytam ich o wszystkie odczucia, ale raczej są zadowoleni. Oni się tu nie czują jak w mieszkaniówce, tylko jak w wakacyjnym hotelu – czyli cel został osiągnięty.

Przy chorzowskim Rynku jest realizowany kolejny pana projekt, czyli Lofty Primo. Jak powstała ta koncepcja?
Musieliśmy się zmierzyć z adaptacją tej istniejące tkanki, czyli zabytkowego budynku Królewskiej Inspekcji Górniczej wraz z jej rozbudową. Zaproponowaliśmy uwspółcześniony dom mieszczański czy kamienicę. Istniejący budynek uzupełniliśmy o narożnik, element zamykający całą pierzeję, którego tam brakowało. Zaplanowaliśmy tam też przestrzeń wewnętrzną, swego rodzaju patio, z lokalami usługowymi. Te Lofty Primo będą miały dwa oblicza – stare i nowe. Tworzyliśmy architekturę współczesną w kontekście tej starszej i zabytkowej, pod specjalną ochroną.

Lofty Primo
Lofty Primo - wizualizacja

W Chorzowie sporo się ostatnio buduje. Jak pan ocenia tę architekturę?
Choć nie wszędzie i nie u wszystkich inwestorów, to jakość architektury się poprawia, a świadomość tego, że jesteśmy w Chorzowie czy Katowicach się zaciera. Coraz więcej osób, pracując w Katowicach, jako ciekawą alternatywę do mieszkania wybiera Chorzów. Nadszedł więc ten moment dla Chorzowa, kiedy jakość architektury zaczęła się poprawiać i to zdecydowanie w ciągu ostatnich dwóch lat. My też prowadzimy projekty, przy których nikt już nie myśli o oszczędnościach, bo jesteśmy w Chorzowie. Raczej jest duża konkurencja polegająca na tym, żeby iść w jakość, bo jakość jest bardzo na Śląsku poszukiwana.

Chodząc po Chorzowie czy Katowicach porównuje pan współczesną architekturę do tego, co tworzył pański dziadek, Aleksander Franta?
Jako architekt porównuję nie tylko to, co tworzył mój dziadek, ale także to, co pokolenia wstecz realizowały. Jeżeli chodzi o architekturę międzywojenną czy powojenną w Polsce, trudno o lepsze przykłady niż architektura Katowic czy Chorzowa. Katowice miały takie uwarunkowania, że udawało się robić fantastyczne obiekty. To wynikało z tego, że Katowice miały stać się metropolitalną jednostką, która jest „wyposażona” w ekstrawaganckie i odważne ruchy. Tak było kiedyś.

A jak jest dziś?
Cieszę się, że nie zaprzepaszczono jednego podejścia, które zostało zapoczątkowane już w latach międzywojennych i kontynuowane po wojnie – czyli tego, że Katowice budują wysoko. Najpierw był drapacz chmur przy ul. Żwirki i Wigury, a później m.in. Gwiazdy czy Tysiąclecie, które tworzył mój dziadek. To były wszystko wieżowce, na tamte czasy bardzo wysokie. Ubolewam jednak, że w Katowicach nie buduje się jeszcze wyżej, bo 140 metrów to żadna wysokość. Równie dobrze inwestor, który buduje 140 metrów może wybudować 250, bo wyżej wbrew pozorom jest taniej – najdrożej jest na dole.

Jakie ostatnie inwestycje w Katowicach zwracają uwagę?
Bardzo się cieszę, że powstały np. budynki KTW; bardzo je lubię, cenię i uważam za nową ikonę Katowic. Mamy dominantę i cieszmy się, że jest taka dobra. To miejsce zasługiwało na to i uważam, że pracownia Medusa Group się świetnie wywiązała z tego zadania. Te budynki rzeczywiście mają amerykańską, nowojorską nutę, która mi się podoba, bo tam mieszkałem i zawszę tę skalę lubiłem. Dobrze więc, że ten trend budowania wysoko pozostał. Do wielu innych rzeczy miałbym jednak trochę zastrzeżeń – Katowice mogłyby bardziej stawiać na jakość, żeby centrum zaczęło funkcjonować. Chodzi o to, żeby miasto dbało o przestrzenie centralne i realizowało dobrą politykę społeczną, bo w kamienicach w centrum miasta nie może być 30 proc. lokali socjalnych. Podobny problem jest zresztą w Chorzowie, a przez to te centra miast dużo tracą.

Myślał pan o wyborze innego zawodu, czy geny na to nie pozwalały?
Zawsze lubiłem też matematykę, bo jestem typowym ścisłym umysłem. Po liceum dostałem się na architekturę i informatykę. Wybrałem jednak architekturę, chociaż to nie był w pełni świadomy wybór i dopiero później okazało się, że to lubię. Zawsze mnie interesowało i projektowanie i biznes, który jest nieodłącznym elementem architektury.

Nazwisko pomaga panu czy przeszkadza?
Projektując teraz jest się porównywanym – co mi nie przeszkadza, bo wysoko postawiona poprzeczka daje impuls do ambitniejszej pracy i osiąganie więcej. Jednak są ludzie, na których trafia się w procesach inwestycyjnych, którzy mają specyficzny stosunek do takich nazwisk. Mogli lubić lub nie lubić mojego dziadka czy rodziców, w związku z tym pewne emocje przenoszą się na mnie, czasem dobre, a czasem złe. To jest naturalne w każdym zawodzie, nie tylko w zawodzie architekta. Jednak każdy pracuje na swoje własne nazwisko, więc ja się nie odnoszę do dziedzictwa tak wprost. Staram się realizować swoje pomysły, swoje projekty i nie odnoszę się do działania dziadka, rodziców, ciotki czy reszty rodziny architektów, bo jest nas trochę.

Subskrybuj chorzowski.pl

google news icon