Zatruty pion (cz.1)

Chess1

Pierwszy odcinek powieści kryminalnej, której akcja rozgrywa się w Chorzowie

Przewracając się na drugi bok Grażyna odruchowo chciała objąć Grześka. Ale dłoń pogładziła tylko poduszkę. Przetarła oczy i przeciągnęła się.

- Chce mi się kawy, a operator ekspresu zrobił sobie wolne - mruknęła do siebie i poczłapała do kuchni.

Od roku byli małżeństwem, ale temperatura ich uczuć nie spadła nawet o stopień. Wciąż trwał ich miesiąc miodowy. Nawet w towarzystwie wykorzystywali każdy moment, aby ukradkiem złapać partnera za rękę albo musnąć go ustami w policzek. Znajomi zaczęli delikatnie kpić na ich temat. Nastawiła ekspres do kawy. Przez kuchenne okno wpuściła do mieszkania świeże, wiosenne powietrze. Nad Chorzowem unosiła się lekka, poranna mgiełka. Ostro gwizdnął telefon.

- Chyba zmienię sygnał sms - nieprzyzwyczajona do samotności Grażyna nawet nie spostrzegła, że mówi na głos. Głośno przeczytała także treść wiadomości:

- Jestem już w pociągu. Przedział pusty. Nie zapomnij zadzwonić do Bartka w sprawie samochodu. Kocham. Grześ.

Spojrzała na zegarek. Dochodziła godz. 7. Do Bartka, najlepszego kumpla Grześka, nie ma sensu dzwonić o tej porze.

Odpowiedziała na sms:

- Bartek o tej porze nie funkcjonuje. Zadzwonię do niego o 10. Zadzwoń jak dojedziesz do Warszawy. Kocham. Graga.

Nie była zadowolona z jego wyjazdu. Ufała mu, ale przeczuwała, że tak będzie już zawsze. Wyjazdy, konferencje, klienci, negocjacje. Grzegorz chciał być najlepszym na Śląsku prawnikiem z zakresu fuzji spółek giełdowych i konsekwentnie realizował ten plan.

Napuściła wody do wanny. Włączyła radio prawie na cały regulator. Chciała słyszeć w łazience ludzkie głosy. Nie lubiła ciszy i samotności. Zaplanowała sobie dzień. Najpierw pojedzie do Silesii Center. Od tygodnia zwlekała z decyzją kupna lamp, ale kiedyś trzeba to zrobić. Później zadzwoni do Bartka, a może nawet pojedzie do jego autokomisu. Obiad zje z mamą. A wieczorem? Wygięła usta w podkowę na myśl o pierwszym od roku samotnym wieczorze. O godzinie jedenastej telefon gwizdnął ponownie. Grażyna akurat wychodziła z marketu.

Odczytała wiadomość:

- Jestem w Wa-wie. Słoneczko świeci. Ugotuję się w tym garniturze. Kocham. Grześ.

Postanowiła zadzwonić. Męczyło ją stukanie po klawiaturze, a poza tym chciała usłyszeć jego głos. Po siedmiu długich sygnałach włączyła się poczta głosowa. Odczekała minutę i chciała znów zadzwonić, ale telefon gwizdnął pierwszy. Znów sms.

- Jestem w taksówce. Nie chcę gadać przy kierowcy, że cię kocham. Grześ.

Odpisała:

- Ok. zadzwoń jak będziesz mógł.


O trzynastej Grzegorz napisał, że jest w trakcie ważnego spotkania. Grażyna siedziała z mamą w ogrodzie. Kobiety piły kawę i plotkowały o swoich mężach.

Kiedy Grażyna wróciła do domu, było już po piętnastej. Denerwowały ją te sms-y. Chciała pogadać z nim, a nie z klawiaturą telefonu. Wzięła szybki prysznic. O siedemnastej włączyła telewizor, aby obejrzeć „teleexpress”, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.

- Kogo niesie? - zdziwiła się Grażyna i narzuciła na siebie bluzę z dresu.

W drzwiach stał policjant. Grażyna od razu przypomniała sobie o incydencie z ostatniej soboty. Jechali do Katowic. Przed zjazdem do tunelu koło Spodka zatrzymał ich patrol drogówki. Grzegorz upierał się, że jechał z przepisową prędkością. Policjant wskazał na wynik radaru i wypisał mandat. Grzegorz odgrażał się, że ma znajomych w komendzie wojewódzkiej.

- Po co on to powiedział, skoro nie mamy żadnych znajomych w policji - Grażyna intensywnie myślała, jak wybronić męża.

- Pani Grażyna Krasowska, żona Grzegorza Krasowskiego? - zapytał policjant zdejmując z głowy czapkę.

- Tak. O co chodzi? - Grażyna wyczuła, że wcale nie chodzi o sobotni mandat.

- Mam dla pani bardzo złą informację. Dziś rano niedaleko wejścia do Wesołego Miasteczka, znaleziono zwłoki pani męża. Obrażenia wskazują na udział osób trzecich w jego śmierci - policjant gwałtownie przełknął ślinę wypowiadając ostatnie zdanie.

Grażyna zemdlała. Uratował ją refleks policjanta. Widząc, że kobieta traci przytomność i osuwa się na podłogę, młody oficer złapał ją wpół i zaniósł na tapczan. Ze stojącej na stoliku szklanki nalał na dłoń trochę wody i zrosił czoło dziewczyny. Delikatnie klepnął ją w policzek. Grażyna otworzyła oczy. W jej oczach nie było już przerażenia, ale wściekłość.

- Jak Pan ma na imię, Panie oficerze?

- Jerzy. Inspektor Jerzy Werner.

- A więc Panie inspektorze Werner, jak Pan mógł mi coś takiego zrobić?! Mój mąż jest w Warszawie, co godzinę wysyła mi sms-y, że wszystko u niego jest w porządku. A Pan mi wmawia, ze jego trupa znaleźliście w Parku Śląskim…

- Czy to jest telefon Pani męża? - oficer przerwał jej wpół słowa i pokazał foliowy woreczek, a w nim najnowszy model Samsunga.


Spojrzała na górną krawędź wyświetlacza. Mała, czerwona, foliowa piramida odcinała się od stalowo-szarej obudowy. Taki sam emblemat był na telefonie Grażyny. Ich znajomość, a później gwałtowna miłość, zaczęła się dwa lata temu w Egipcie, od pomyłkowego telefonu. Grzegorz co kilka miesięcy zmieniał model telefonu, ale zawsze pracowicie przeklejał czerwony znaczek.

- To jest jego telefon - tym razem głos Grażyny był pełen strachu i niepewności.

- Przy zwłokach znaleźliśmy także dokumenty. Nie ma wątpliwości, że to jest pani mąż. Czy ma pani kogoś bliskiego, kto mógłby teraz przyjechać? - policjant starał się, aby jego głos brzmiał współczująco.

Grażyna drżącymi rękami sięgnęła po telefon.

- Mamo przyjedź! Grześka zamordowali. Jest u mnie policjant - wykrzyczała przez łzy i przerwała połączenie.

Zapanowało milczenie. Policjant miał wiele pytań, ale zadawanie ich teraz byłoby nietaktem.

- Jak zginął? - wyszeptała w końcu Grażyna.

Werner chrząknął i poprawił kołnierz.

- Dokładne przyczyny ustali sekcja - zaczął niepewnie.

- Do jasnej cholery! Niech mi pan powie, jak i dlaczego zginął mój mąż. Chyba tyle może pan zrobić dla wdowy!!! - Grażynie znów zaczęły się trząść ręce.

- Jego zwłoki wisiały na drzewie, ale to nie było samobójstwo. Zanim zginął, walczył o życie. Znaleźliśmy przy nim laptopa, portfel z kartami kredytowymi, dwa tysiące złotych w gotówce. Ten, kto go zabił, nie zrobił tego dla pieniędzy…

W drzwiach pojawiła się matka Grażyny. Bez słowa podbiegła do córki i mocno przytuliła ją do siebie. Kobiety zaczęły szlochać. Werner wstał.

- Proszę jeszcze raz przyjąć wyrazy współczucia. Chciałbym…

- Niech Pan już idzie i przyjdzie jutro z samego rana - poprosiła cicho matka Grażyny.

Inspektor zawahał się przez moment.

- Dobrze. W taki razie do jutra - Werner zamknął za sobą drzwi.

Przed domem stał jego samochód. Usiadł za kierownicą, ale nie zapalił silnika. Z teczki wyjął kolejny foliowy woreczek. Tkwiła w nim odręcznie zapisana kartka papieru w kratkę. List pożegnalny Grzegorza Krasowskiego. Inspektor Werner spojrzał w okno domu. Matka wciąż przytulała do siebie Grażynę.

- Jutro czeka cię jeszcze jeden szok - mruknął pod nosem.

Policjant spojrzał na zawartość foliowego woreczka i zaczął czytać…

Cdn.

(kolejna część powieści kryminalnej - link)

Subskrybuj chorzowski.pl

google news icon