Ruch Chorzów wygra z Legią - przepowiada prof. Jan Miodek. "Potem pieruńskie dziady znów pogubią punkty"

Uroda piłki polega na tym, że Ruch przełamie się nie z Koroną Kielce, tylko właśnie z Legią. Zobaczy pan. Dziś wygrają, a za dwa tygodnie te „pieruńskie dziady”, jak o nich z czułością mówię, znów gdzieś zgubią punkty. Ale najpierw ten zespół musi uwierzyć, że może wygrywać mecze - mówi prof. Jan Miodek, słynny kibic Ruchu Chorzów przed dzisiejszym meczem "Niebieskich" z Legią Warszawa na Stadionie Śląskim.

Jan Miodek

Pan profesor będzie w piątek na Stadionie Śląskim?
Pan zapomina, że nie mam już 40 lat. Zdmuchnęłoby mnie tam na widowni. Będę z Ruchem sercem i duszą. Liczę, że może dadzą radę Legii, bo przecież nie takie mecze w swojej historii ci chłopcy wygrywali. Ale do Chorzowa może przyjadę jak się cieplej zrobi. Trochę już nie mam sił, a wzruszające są te zaproszenia, które nieustannie dostaję – z klubu dzwonią, zapraszają na Wigilię… Mam nadzieję, że jeszcze się w Chorzowie zobaczymy.

Taka inauguracja piłkarskiej wiosny w Chorzowie: Legia Warszawa, zapewne komplet widzów i Stadion Śląski… Idealne okoliczności, by w końcu wygrać?
Na to liczę i dobrze, że gramy z Legią na początek. Ruch to była zawsze drużyna nieobliczalna, nieprzewidywalna. Potrafił pojechać do Bytomia i przegrać 0:8 z Polonią w roku 1964, a zaraz później, gdy w Chorzowie zjawił się silniejszy Górnik Zabrze, który w lidze lał wszystkich, Ruch wygrał 2:0. Każdy kibic piłkarski w Polsce powie, że nie ma niczego w jego życiu, co przyprawiałoby go o większe palpitacje serca, niż ukochana drużyna. I mnie chyba ten Ruch też prędzej czy później doprowadzi do zawału. A jednocześnie u mnie w domu wszyscy wierzymy, że doczekamy 15. mistrzostwa Polski w Chorzowie. Za ile? Za 5 lat, a może dłużej? To wszystko naprawdę zwariowane.

Dawno nie słyszałem, żeby ktoś tak ciepło określił to, co dzieje się w polskiej Ekstraklasie.
(śmiech). Proszę przypomnieć sobie, co w ubiegłym sezonie działo się ze Śląskiem Wrocław. Ten zespół nie miał prawa utrzymać się w lidze. Uratowała go Wisła Płock, która w końcówce gubiła punkty w każdym meczu. A co jest dziś? Śląsk Wrocław idzie na mistrza. Gra niemal tym samym składem. Jakim cudem? Jacek Magiera to dobry trener na polskie warunki, ale nie wierzę, żeby był cudotwórcą.

W Chorzowie też jest nowy trener.
Myślałem, że Jan Woś zostanie w Ruchu na dłużej jako pierwszy trener. Zdecydowano inaczej i daj panie Boże, żeby to się dobrze skończyło.

Ta nieprzewidywalność, o której pan wspomniał. To ona pozwala liczyć, że Ruch może wygrać z Legią i wkrótce wyrwać się ze strefy spadkowej?
To też, ale oni muszą z tą Legią dziś wygrać. Na własnym boisku, przed własną publicznością. Jaka lepsza okazja będzie? Ja nie mam wątpliwości, że tych chłopcom nie brakuje ambicji. W tych wszystkich niewygranych, zremisowanych meczach wykazali maksimum walki, wyciągali czasem remisy z sytuacji beznadziejnych. Ale samymi remisami nie utrzymają się w lidze.

Gdy Legia Warszawa przyjeżdża do Chorzowa, co przypomina sobie prof. Miodek?
Do Legii mam słabość... To znaczy, co oczywiste, nie darzę jej specjalną sympatią (śmiech). Ale na czym polega słabość. Gdy miałem 8 lat, tata postanowił zrobić mi frajdę i zabrał mnie do Hajduk. Mało, że zabrał mnie na stadion – my usiedliśmy na „trybunie”. Przyjechał CWKS. Ruch w niebieskich spodenkach i białych koszulkach. Strojów Legii nie pamiętam (śmiech). W bramce CWKS-u stał doskonale nam znany na Śląsku Szymkowiak, ubrany na czarno. W Ruchu w żółtym swetrze i czerwonych spodenkach „Pingol”, czyli Ryszard Wyrobek.

Wynik?
1:0 dla Ruchu. Jedynego gola po wypuszczeniu przez Cieślika strzelił Alszer. Pamiętam jak dziś, nawet to, że grali wtedy żółtą piłką. Proszę to sobie wyobrazić: synek z Tarnowskich Gór, który dotychczas chodził na mecze A-klasowe, nagle znalazł się na słynnej trybunie Ruchu. Jak 30 tysięcy kibiców ryknęło, to mnie ciarki po plecach przeszły. Taka była moja pierwsza wizyta na Cichej. Zwycięstwo z Legią. Z Legią Ruch grał też, gdy po raz ostatni byłem na tym stadionie.

Jak poszło tym razem?
Spotkałem się z Gerardem Cieślikiem. Było bardzo miło, spiker powitał mnie przez mikrofon, publiczność przyjęła oklaskami. Siedzimy z Gerardem na tej samej trybunie. I po pierwszej połowie jest 0:2. Cieślik mówi do mnie w przerwie: „Może wyrównają?”. A ja na to: „Nie wyrównają… Śniło mi się dziś, że dostaniemy od Legii 0:4”. Pan sobie wyobrazi wzrok Cieślika, gdy w drugiej połowie Legia strzeliła Ruchowi trzecią i czwartą bramkę (śmiech). Tak się smutno rozstaliśmy.

Gerard Cieślik i Legia Warszawa to też osobna historia.
I to jaka. Legia chciała go ściągnąć do siebie. Gerard miał już bilet w ręku. Uratował go Wiktor Markiefka (były piłkarz Ruchu, po wojnie górnik, przodownik pracy, poseł na Sejm PRL I kadencji – przyp. red.). Pojechał do Warszawy i zagroził: „Jak weźmiecie Cieślika do Legii, to na Śląsku kopalnie staną”. My, starzy pamiętamy. A pan wie, że ja wszystkie mecze Ruchu świadomie śledzę od roku 1952, gdy zdobyliśmy złoto w barażach z Polonią Bytom. Rok później był triumfalny sezon, tylko jeden mecz przegrany i kolejne mistrzostwo. A z kim przegraliśmy?

Z Legią?
Tak, 0:1 w Warszawie. Mistrza mieliśmy mieć także w kolejnym sezonie, gdyby nie wpadka w ostatnim meczu, z inną warszawską drużyną, Gwardią. Wystarczyło wygrać, Gwardia o nic nie grała. Lecę ze szkoły, bo mecz o godz. 14. Słucham w radiu transmisji. Gra się nie układa, jest 0:0, psia krew. Ruch ciśnie jak jasny pieron, ale bramkarz Gwardii, Stefaniszyn wszystko broni. Na dodatek, goście robią jeden wypad i Krzysztof Waśkiewicz strzela gola Ruchowi. Katastrofa. Kwadrans przed końcem wyrównuje Bochenek i zaczyna się szaleństwo. Słupek, poprzeczka, kotłowanina. I nic, nic, nic. Końcowy gwizdek, jest 1:1. Ruch zrównuje się punktami z Polonią Bytom i ŁKS-em, ale bramki ma gorsze i zostaje na trzecim miejscu. Na stadionie w Chorzowie była przygotowana mistrzowska feta z orkiestrą dętą. Ryczałem wtedy do północy.

Jak będzie dziś?
Uroda piłki polega na tym, że Ruch przełamie się nie z Koroną Kielce, tylko właśnie z Legią. Zobaczy pan. Dziś wygrają, a za dwa tygodnie te „pieruńskie dziady”, jak o nich z czułością mówię, znów gdzieś zgubią punkty. Ale najpierw ten zespół musi uwierzyć, że może wygrywać mecze.

Czy jako kibic Ruchu pogodziłby się pan z myślą, że pański zespół zostanie na Stadionie Śląskim na dłużej? Może nawet na bardzo, bardzo długo, jeśli zna pan historię budowę obiektu na Cichej.
Wierzę, że w końcu nowy stadion powstanie. Ale ostatnie perypetie też dobrze znam i w tej sytuacji trzeba się przyzwyczaić. I… działać. Nazwać Śląski imieniem Cieślika. Pomnik już jest. Dobry patron błogosławiłby swojej drużynie.

Klamstwa stadion ruch chorzow

Może Cię zainteresować:

Marcin Zasada: Najpierw premier okłamał Ruch Chorzów, a teraz kłamie były minister sportu. "Bo nie było rządu"

Autor: Marcin Zasada

17/01/2024

Ruch Chorzów Mike Huras

Może Cię zainteresować:

Z Bundesligi do Ruchu Chorzów. Nowy zawodnik Niebieskich, Mike Huras wraca na Śląsk spełniać marzenia

Autor: Maciej Poloczek

19/01/2024

Katowice 22 11 12 T Staniek 0662

Może Cię zainteresować:

Mecz Ruchu i Legii. Utrudnienia dla mieszkańców Tauzena. Zmiany w organizacji ruchu na osiedlu

Autor: Redakcja

07/02/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon