Referendum wisi w powietrzu

Gdyby posłuchać mediów podporządkowanych administracyjnie albo komercyjnie prezydentowi Andrzejowi Kotali, można by odnieść wrażenie, że Chorzów płynie mlekiem i miodem. Rzeczywistość jest jednak inna. Podczas manifestacji 5 września, kibice Ruchu Chorzów rzucili hasło referendum odwoławczego dla Kotali. Pomysł trafił na podatny grunt, bo coraz więcej środowisk mówi, że Chorzów dojrzał do zmian.

Ballot black and white black and white

Kibice zorganizowali manifestację, bo domagają się, aby prezydent potraktował ich w końcu poważnie. Kiedy jest czas wyborów Andrzej Kotala kreuje się na pierwszego fana Niebieskich, a charakterystyczną „erkę” zamieszcza nawet na swoich materiałach propagandowych. Po wyborach wszystko wraca do „normy”. Kotala zostaje na stołku, a Ruch popada w coraz większe tarapaty. Ostatni protest na taką skalę odbył się w Chorzowie siedem lat temu. Kibice mogą być cierpliwi, ale pamięć mają dobrą.

Prezydent obiecywał budowę stadionu w każdej, ze swoich kampanii prezydenckich.

W 2010, 2014 i 2018 rok jednym z głównych haseł wyborczych Andrzeja Kotali była budowa areny sportowej na miarę miasta i klubu. To skutkowało, ale ile można budować swoją wiarygodność tylko na słowach, a nie na czynach? W mieszkańcach Chorzowa coś ostatnio pękło, a na szczęście dla prezydenta stało się to już po zwycięskich dla niego wyborach. Rozżaleni są nie tylko kibice, ale także chorzowianie, którzy nie interesują się piłką. Widzą co się dzieje w innych, śląskich miastach. Dzięki wsparciu samorządów powstały nowoczesne i efektowne areny, m.in. w Tychach i Zabrzu. Te obiekty służą nie tylko sportowi, ale wokół nich toczy się także życie kulturalne i towarzyskie.

Podczas manifestacji, na transparentach można było odczytać wiele haseł trafnie opisujących nastroje w mieście: „Dotrzymaj słowa, stadion dla Chorzowa”, „Kotala grabarz Ruchu”, „Kotala będą wybory”, „Chcemy stadionu”, „Buduj albo spadaj”, „KO.tala Kłamca” czy też „NIEskuteczny prezydent” albo najbardziej dosadne „Kotala Raus”.

To wielki wstyd, aby Ruch Chorzów, symbol i najbardziej rozpoznawalna marka miasta, witał jubileusz 100-lecia w trzeciej lidze.

Warto przy tym pamiętać, że największa wina za ten upadek nie leży po stronie piłkarzy czy szkoleniowców. Sport na takim poziomie nie jest przedsięwzięciem rekreacyjnym czy rozrywkowo - sentymentalnym lecz przede wszystkim biznesowym. Roli głównego udziałowca, patrona i mecenasa podjęło się miasto, ale niestety nie sprostało temu zadaniu. Klub zapewne nie istniałby w obecnym kształcie gdyby nie determinacja prywatnych sponsorów. Niedawno, na łamach „Sportu” ukazał się wyjątkowo interesujący wywiad z jednym z akcjonariuszy Ruchu. Jest tam opisana żmudna droga wychodzenia z 56 mln zł długu, aż do momentu kiedy do zapłaty zostało „tylko” 16 mln zł bieżących zobowiązań w stosunku do pracowników, zawodników oraz tych wierzycieli, którzy nie wyrazili zgody na postępowanie układowe. W listopadzie 2017 r. prezydent Kotala ogłosił, że jeżeli znajdą się prywatni inwestorzy, którzy dadzą 8 mln zł, to miasto dorzuci tyle samo i w ten sposób wyzerowane zostaną wymagalne długi.

Grupa przedsiębiorców wyłożyła wymaganą sumę. Niestety, ze strony miasta wpłynęło wówczas tylko 2 mln zł. Prezydent tłumaczył, że musi czekać na nowy budżet miasta. Kiedy został uchwalony, z puli na 2018 rok dopłacono zaledwie 3 mln zł.

Długów nie udało się wyzerować, a w dodatku urosły odsetki od brakujących milionów.

Drugoligowy sezon klub rozpoczął bez pomocy miasta. Magistrat sypnął trochę grosza dopiero w lutym tego roku. Generalnie, działalność klubu opiera się na pieniądzach prywatnych inwestorów, choć układ był taki, że dokładają się wszyscy udziałowcy, w tym także miasto. Prezydent Kotala rozczarował nie tylko mieszkańców nie realizując obietnicy budowy stadionu, ale także prywatnych akcjonariuszy Ruchu obciążając ich wydatkami, których nie planowali. Podczas manifestacji, prezydent wyszedł do demonstrantów i próbował się tłumaczyć. Wypadło to kiepsko. Jak rasowy samorządowiec związany z Platformą Obywatelską zrzucił winę, m.in. na politykę finansową rządu Prawa i Sprawiedliwości. Prezydent Kotala jako argumentu użył także, że miasto finansuje inne inwestycje, które są ważne dla Chorzowa. Mowa była, m.in. o muzeum hutnictwa i tężni solankowej. Naprawdę to są priorytety, kiedy sztandarowa obietnica wyborcza od dziewięciu lat nie potrafi wyjść z szuflady?

Przez dwie kadencje i początek trzeciej prezydent Chorzowa dosyć skutecznie porządkował sobie okoliczne media

Ten chór pochlebców podsumował manifestację w oczekiwanym przez magistrat stylu, że „kibole nie mogą rządzić miastem”. Trochę przeszarżowali w tej ocenie. Na manifestacji pojawiły się hasła dotyczące nie tylko budowy stadionu, ale także wycinki drzew w Parku Śląskim i zamkniętego oddziału onkologii dziecięcej w Chorzowie. Oznacza to, że miasto się budzi i zaczyna tworzyć zręby społeczeństwa obywatelskiego. Podczas manifestacji pojawił się także pomysł, aby zorganizować referendum w sprawie odwołania Andrzeja Kotali. Przed oddaniem gazety do druku zrobiliśmy krótki sondaż wśród chorzowian, czy ten pomysł się im podoba. Wielu kręciło głowami, ale sporo mówiło, że miasto dojrzało do takich zmian.

Subskrybuj chorzowski.pl

google news icon