Mały Asyż w Tychach budowany jest od ponad 20 lat. Projekt „polskiego Gaudiego” realizowany jest przez ojców franciszkanów

Od ponad 20 lat w Tychach powstaje kompleks kościelno-klasztorny franciszkanów. Mimo śmierci Stanisława Niemczyka, architekta zwanego przez niektórych polskim Gaudim, franciszkanin, ojciec Wawrzyniec Jaworski własnymi rękami z pomocą parafian kontynuuje budowę. Zdjęcia Małego Asyżu znajdują się pod artykułem.

Nazywana Asyżem Północy, Małym Asyżem lub Śląskim Asyżem, czyli parafia św. Franciszka z Asyżu i św. Klary – tyska budowa franciszkańskiego obiektu w Tychach zaczęła się w 2000 roku. Od ponad 20 lat o. Wawrzyniec Jaworski, bez specjalistycznych sprzętów i maszyn, buduje klasztor franciszkanów. Ostatnio nawet droga wewnątrz kompleksu prowadząca od wejścia do szopki została w pełni wybrukowana. Niestety, końca budowy nie widać. Nie ma jeszcze też planów dotyczących terminu wykończenia kościoła i klasztoru. Na szczęście pomocą przy budowie służą parafianie.

Tychy niczym Barcelona?

Niektórzy porównują tyskiego architekta Stanisława Niemczyka do Gaudiego, a budowę Małego Asyżu w Tychach – zachowując rzecz jasna wszelkie proporcje – do słynnej Sagrada Familia w Barcelonie. – Słyszałem różne opinie na ten temat. Sagrada Familia w Barcelonie jest w budowie od ponad 120 lat, nasza budowa trwa już 20 lat – mówi o. Wawrzyniec. Zwraca przy tym uwagę, że gdyby nie wciąż trwająca budowa, nie wiadomo gdzie dzisiaj byłoby 26 osób. – Oni znaleźli tutaj swój nowy dom, znaleźli schronienie i normalne godne życie i ja w ten sposób odbieram naszą budowę.

– Po tacie odziedziczyłem zdolności plastyczne i nie potrafię sobie wyobrazić jak można na przykład zaprojektować kościół od „a do z” siedząc za biurkiem. Jak coś można wybudować po roku czy dwóch latach? Uważam, że nie jest to możliwe. Skoro przez kilka miesięcy, jakiś malarz maluje jeden mały obraz, to cały czas do niego podchodzi i cały czas go poprawia i zmienia. Kiedy artysta skończy swój obraz to i tak nigdy nie będzie z niego do końca zadowolony. Prawdziwy artysta wie, że jeszcze jest coś do zrobienia, że jeszcze można coś ulepszyć – mówi o. Wawrzyniec.

Atmosfera miasta świętego Franciszka

Kościół i klasztor w Tychach powstają według projektu tyskiego architekta Stanisława Niemczyka. Jak podkreśla o. Wawrzyniec, obiekt nie jest repliką bazyliki św. Franciszka w Asyżu, jest czymś więcej. Z lotu ptaka ma przypominać i podkreślać stygmatyzm św. Franciszka i jego umiłowanie drogi krzyżowej. Całość budowana jest przy użyciu kamienia – dolomitu z Libiąża. W kompleksie klasztorno-kościelnym znajdziemy dwie kopie – kaplicę Matki Bożej Anielskiej (Porcjunkuli) i kaplicę grobu św. Franciszka. Jeden z kamieni wykorzystanych do budowy murów kaplicy został przywieziony z Asyżu. Całość ma kojarzyć się z atmosferą rodzinnego miasta św. Franciszka

– Koncepcję kościoła i klasztoru z wieżami mieliśmy od samego początku, jedyne co się zmieniało, to detale. Dodatkowo, na prośbę naszych przełożonych, został powiększony klasztor. Nie ma dwóch takich samych budowli, które można byłoby ze sobą porównać i powiedzieć, że coś jest skopiowane. Każdy zaprojektowany przez pana Niemczyka kościół jest inny. Oczywiście, wszyscy chcielibyśmy, żeby ten kościół był już wykończony i oddany. Nawet w tym roku miało być święcenie kościoła właśnie na święta, ale to się jeszcze nie udało, więc cierpliwie czekamy – zaznacza o. Wawrzyniec.

Nietypowe miejsce na klasztor

Asyż Północy budowany jest przy ulicy Paprocańskiej. Niedaleko biegł tu kiedyś ważny szlak solny z Krakowa do Wrocławia. Na działce, która została wybrana pod budowę stała kiedyś figurka Madonny.

Miejsce pod budowę musieliśmy wybrać według naszej parafii, która ma swój określony teren. Tutaj nie ma żadnych pagórków i wzniesień. Pamiętam jak pierwszy raz poszedłem do pana architekta, kiedy to zostałem mianowany budowniczym. Jak przyszedłem do niego do domu, to ubrał kurtkę i poszedł razem ze mną na kilka godzin spacerować po całej naszej parafii i wypatrywaliśmy gdzie można wybudować kościół. Obaj tego pierwszego dnia stanęliśmy tutaj i zapadła decyzja. Oczywiście, były też inne miejsca brane przez nas pod uwagę, na przykład park, ale byłoby to nie w porządku w stosunku do mieszkańców, gdyby franciszkanie zabierali park pod budowę kościoła zaznacza o. Wawrzyniec.

Żywa szopka w Tychach

Od 2000 roku Tychy znajdują się w gronie miast, których jedną z bożonarodzeniowych atrakcji są żywe szopki. Najczęściej takie szopki organizowane są właśnie przez zakon ojców franciszkanów. Jest to franciszkańskie dziedzictwo i ośmiowiekowa tradycja. Pierwszym, który położył dziecko na sianie w żłobie i postawił obok niego woła i osła był właśnie św. Franciszek z Asyżu. Chciał w ten sposób pokazać ubóstwo i pokorę, jakie towarzyszyły narodzinom Jezusa. Obecnie na terenie klasztoru podczas świąt Bożego Narodzenia można odwiedzić żywą szopkę. Budowniczy o. Wawrzyniec wspomina, jak to było podczas pierwszych świąt w Mały Asyżu.

– Przyszła już zima, święta miały być za dwa tygodnie. Razem z panem Stanisławem Niemczykiem chodziliśmy po terenie dzisiejszej budowy. Pan architekt obrócił się, spojrzał na stające krzewy, drzewa i powiedział, że właśnie tam, za krzaczkami, będzie stajenka. I kilka dni później udało nam się postawić bardzo prostą stajenkę. Mieliśmy dwie owieczki, lamę i osła. Potem chyba przez 10 dni codziennie wieczorami śpiewaliśmy i kolędowaliśmy. Pod pewnym względem była to najlepsza stajenka. Teraz wszystko jest bardziej zorganizowane, rozbudowane opowiada franciszkanin.

Miejsce dla niespodziewanego gościa

Ojciec Wawrzyniec szczególnie też wspomina zeszłoroczne święta. Podczas, których franciszkanie przyjęli niespodziewanego gościa. – Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżyłem – mówi.

– Odkąd pamiętam w moim domu zawsze przy stole wigilijnym znajdował się talerz i miejsce dla niespodziewanego gościa. Jak byłem dzieckiem, nie potrafiłem zrozumieć dla kogo jest to miejsce. Rok w rok nikt nie przychodził. Sam sobie zadawałem pytanie na kogo czekamy. I w zeszłym roku w naszym klasztorze na Wigilię mieliśmy takiego niespodziewanego gościa. Był to człowiek bardzo głodny, biedny i wycieńczony. Na następny dzień po Wigilii zmarł. Zdążyłem udzielić mu sakramentu spowiedzi i nakarmić. Nikt nie spodziewał się, że następnego dnia odejdzie. Cała sytuacja przypomniała mi scenę z Pisma Świętego, moment w którym Pan Jezus wraz z dwoma łotrami jest na krzyżu i dzieje się coś, co nie miało prawa się zdarzyć. Jeden ze wiszących na krzyżu w ostatnich momentach życia dostał szansę znalezienia się tak blisko Jezusa i usłyszał, że dzisiaj będzie w raju. Bożego Narodzenia z 2020 roku na pewno nie zapomnę zaznacza o. Wawrzyniec.

Zobacz zdjęcia Małego Asyżu w Tychach!

Subskrybuj chorzowski.pl

google news icon