„Był naszym najwybitniejszym blues-rockowym gitarzystą” – Andrzej Matysik z kwartalnika Twój Blues o Andrzeju Urnym

Gitarą przemawiał do ludzi – tak Andrzeja Urnego, zmarłego 18 listopada 2021 r. śląskiego muzyka, gitarzystę m.in. Dżemu i Perfectu wspomina Andrzej Matysik, redaktor naczelny kwartalnika Twój Blues.

fot. Krzysztof Szafraniec
Andrzej Matysik

Poznałem Andrzeja Urnego jako 16 czy 17-latka – mówi redaktor Andrzej Matysik. Było to w chorzowskim Kocyndrze, dokąd przyprowadził go śp. Janek Jankowski i powiedział: Odkryłem niezwykłego gitarzystę z Kochłowic. Później grywał z nim w duetach i wprowadzał w światek śląskiego bluesa.

- Spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, to było przełom lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Tuż przed stanem wojennym, spędziliśmy wspólnie z Andrzejem i Jankiem wieczór i noc na słuchaniu bluesa – to były smutne czasy, ale zarazem wesołe. Pamiętam też ślub Ewy i Andrzeja i późniejszą imprezę w Leśniczówce – dodaje Andrzej Matysik.

Redaktor naczelny kwartalnika Twój Blues podkreśla, że Andrzej Urny zabłysnął jako członek grupy Dżem, a później grając w grupie Perfect. - To były jego wielkie chwile. Dał się poznać jako wspaniały gitarzysta, bardzo kreatywny. On tą gitarą przemawiał do ludzi, wywoływał ich emocje, sprawiał im radość, ubarwiał ich świat – dodaje. Według Andrzej Matysika Perfect był jego szczytowym osiągnięciem, choć później pokazywał się w różnych formacjach – w Young Power, Woo Boo Doo, Svora, Czarne Komety z Południa, ze Staszkiem Soyką. - Jego bluesowa wersja kolędy „Gdy się Chrystus rodzi” na płycie „Bluesowa Nowina” (2000 rok) jest absolutnym arcydziełem. Jednak to brzemię Perfectu chyba nad nim cały czas trochę ciążyło – podkreśla redaktor Matysik

- Dla wielu był i pozostanie naszym najwybitniejszym blues-rockowym gitarzystą. W pamięci wszystkich zapewne pozostanie jednym z najwybitniejszych. Ale też – co mówię ze smutkiem – gitarzystą, który o wiele za mało siebie pokazał – mówi Andrzej Matysik.

Według Andrzeja Matysika po okresie współpracy z Perfectem Andrzej Urny nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca i pokazać szerzej swojego bogatego, artystycznego oblicza. - Boleję nad tym, bo Andrzej miał olbrzymi potencjał, mógł o wiele więcej dla muzyki zrobić i o wiele więcej po sobie pozostawić potomnym – dodaje.

Czytaj także:

Józef Skrzek wspomina Andrzeja Urnego: „Zawsze go podziwiałem też jako człowieka, takiego Ślonzoka z krwi i kości”

Przy tej smutnej okazji redaktor Matysik wspomniał też zabawne zdarzenie, kiedy Andrzej Urny grał już w grupie Perfect miał zagrać z Dżemem na organizowanym przez niego koncercie w Kocyndrze. - Ludzi było full i już nikogo nie wpuszczaliśmy. Nie wiedziałem, że Andrzej miał grać wtedy zastępstwo za Adama Otrębę. Kiedy przyszedł do klubu a wejście było zamknięte, oświadczył człowiekowi na bramce: Jo jest Andrzej Urny z Perfectu i grom tu z Dżemem. Ten mu odpowiedział: Jak tyś jest z Perfectu, to jo jest z Bee Gees. Potem Andrzej zadzwonił do mnie, do klubu z automatu w pobliskiej kawiarni Delta i dopiero wtedy go wpuścili – wspomina Andrzej Matysik.



Subskrybuj chorzowski.pl

google news icon